środa, 8 sierpnia 2018

"Kiedy widzę zwierzątko - chcę je przytulić. Kiedy widzę człowieka - chcę go ominąć!", czyli "Był sobie pies" W. Bruce Cameron

Jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz płakałam - tak po prostu. I nie jest to bardzo odległa data. Na filmie płakałam, kiedy oglądałam "W głowie się nie mieści". Ale do teraz miałam bardzo duży problem, żeby wskazać książkę, na której płakałam. Czytam bardzo różne książki, ale od niepamiętnych czasów żadna nie odkręciła we mnie łzawego kurka. Do teraz.

Czytając Był sobie pies płakałam jak bóbr. Nie, nawet nie. RYCZAŁAM! Do tego stopnia się zapętliłam we łzach, że kiedy skończyły mi się chusteczki to wycierałam nos w poszewkę, żeby tylko nie przerwać czytania. Tak bardzo zalewałam się łzami, że w którymś momencie w mojej głowie pojawiła się myśl, że na pewno się odwodniłam.

Był sobie pies opisuje kilka wcieleń tego samego psa. Bailey, bo takie imię w swoim najdłuższym i jednym z najwspanialszych wcieleń otrzymuje zwierzak, za każdym razem jest innej rasy, koloru, zmienia też płeć. Ale pamięta każde swoje poprzednie wcielenie. Jest kochającym swoich właścicieli psem, który wykonuje ich polecenia na swój psi sposób. Każde jego wcielenie jest pełne ciepła i dobroci. Jego misją jest kochanie ludzi i w każdym ze swoich żyć stara się to robić jak najlepiej. Jest towarzyszem małego chłopca, psem policyjnym, zagubionym psiakiem. I chociaż po Bailey'u pojawiają się kolejne psie osobowości, to Bailey jest w każdym z nich i szuka swojego chłopca.

Książka napisana z perspektywy psa. Na początku książka wydawała mi się za bardzo dziecięca, napisana zbyt naiwnym językiem. A po kolejnych rozdziałach wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak może myśleć pies, ale gdybym się zastanawiała to zdecydowanie tak, jak napisana jest ta powieść. Prosto, a jednocześnie na swój sposób pokrętnie. Z oddaniem i miłością, a jednocześnie z niepewnością w związku z zachowaniem ludzi. Strachem, a jednak odrobiną ufności. Trudno jest mi stwierdzić, jak bardzo narracja odwzorowuje potencjalne zachowanie psa (jestem zadeklarowaną kociarą), ale z moich nielicznych obserwacji psów stwierdzam, że chyba oto właśnie chodziło.

W trakcie czytania książki nie tyle targały mną emocje związane z nieodpowiedzialnym zachowanie ludzi wobec zwierząt (znieczulica ludzka doprowadza mnie do szewskiej pasji, jak można znęcać się nad kimś, kto nie jest w stanie się obronić), ale również wróciły do mnie wszystkie uczucia, które przeżywałam w ostatnich dniach życia mojego kota. Przeżyliśmy 15 lat razem i najbardziej żałuję, że nie zdążyłam pozwolić mu odejść w sposób najmniej bolesny dla niego - do końca wierzyłam, że się jeszcze podniesie.

Jednych książka jedynie delikatnie wzruszy, drudzy - tak jak ja - będę wylewali hektolitry łez. Jeszcze inni, dla których zwierzęta wyglądają jedynie dobrze na talerzu, nie wzruszą się w ogóle.

Każdemu zwierzolubowi, który stracił ukochanego towarzysza i przyjaciela mogę jedynie zadedykować jeden z najpiękniejszych wierszy o śmierci zwierzęcia, jakie kiedykolwiek przeczytałam (fragment): "A jeśli ktoś mi zarzuci, że świat widzę w krzywym lusterku, to ja powtórzę: on wróci... Choć może w innym futerku" - F. J. Klimek

PS A takie śmieszki robię sobie z kotangesy :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz