piątek, 28 października 2016

czwartek, 27 października 2016

Pauli Hawkins "Dziewczyna z pociągu", czyli dużo hałasu o nic

"Dziewczyna z pociągu". Wszyscy o tym gadają, wszyscy czytają, ekranizacja, objawienie roku, thriller trzymający w napięciu. Wow wow. To postanowiłam sprawdzić co w trawie piszczy.

Rachel codziennie rano dojeżdża pociągiem do pracy. Zna tę trasę na pamięć. Tak jak ludzi, którzy żyją na osiedlu przy torach. W myślach  zaczyna żyć ich życiem. Pewnego dnia kobieta mieszkająca w domu przy torach znika, a Rachel jest pewna, że dzięki swoim obserwacją z pociągu jest w stanie pomóc policji odkryć prawdę o zaginięciu dziewczyny.

Książka wciągnęła mnie niesamowicie. Z każdą kolejną stroną chciałam czytać szybciej i szybciej, żeby być bliżej końca i rozwiązania sprawy. I nagle, tak gdzieś w 3/4 książki, wszystko zaczęło ustępować. Nagle już wiedziałam kto, co i dlaczego. Jeszcze się łudziłam, że może to nie to, że może jednak będzie jedno wielkie zaskoczenie. Ale nie. "Puf!" i po wszystkim. Oczekiwałam zakończenia w stylu filmu "Wyspa tajemnic" (książki nie czytałam), a tutaj ... nic. Napisać książkę, która trzyma w napięciu i tak zniszczyć zakończenie - to powinno być karalne. W książce nie ma też fragmentów, w których człowiek na głos mówi "O matko!" albo "Jasny gwint" ewentualnie "Łaaaał". Nie ma. Kolejne fragmenty układanki powoli trafiają na swoje miejsce, bez większych sensacji.

Jeżeli chcecie przeczytać jakiś thriller psychologiczny o podobnym układzie jak "Dziewczyna z pociągu" to polecam naszą rodzimą "Idealną" Magdy Stachuli. Dużo lepsza od książki Pauli Hawkins, chociaż też bez spektakularnego zakończenia.