poniedziałek, 29 lipca 2019

"Jak zawsze" Zygmunta Miłoszewskiego, czyli co by było gdyby nie było (ale może jednak było?) ...


Ciężko było mi się za tę książkę zabrać ze względu na wątpliwą rekomendację, jaką usłyszałam na jednej z konferencji bibliotekarskich. Nie pamiętam już wystąpienia prelegentki, ale zapamiętałam moment, kiedy poleciła Jak zawsze, które było dla niej pewnego rodzaju terapią radzenia sobie ze starością. Głośno przeczytała fragment, w którym główna bohaterka kupuje seksowną bieliznę. Później spojrzała na salę i powiedziała: "Zgodzą się Panie, że książkę warto przeczytać, prawda?". Hahahaha, nie. Nie. Po prostu nie. Łał, to jest właśnie to co chciałam usłyszeć na konferencji poświęconej pracy bibliotekarzy i pomysłom na rozwijanie czytelnictwa. Nie. Nope.

Więc jakim cudem włączyłam audiobooka i wysłuchałam do końca? A no takim, że pewnego razu znowu pojawiła się zimowa akcja Inpostu i Legimi - odbierz szybko paczkę, a dzięki numerowi paczki dostaniesz darmowego audiobooka. Zrobiłam zbiórkę wśród znajomych, wykorzystałam wszystkie sześć czy siedem kont, które mam założone w Legimi, ponieważ na jedno konto można było "kupić" tylko 3 książki, a ja miałam dużo numerów (prawdziwy ze mnie Polak-Cebulak, czekam na order). Jedną z wybranych książek było właśnie Jak zawsze Zygmunta Miłoszewskiego.

Słuchałam długo i na raty. A bo to nie miałam ochoty, a to jechałam autobusem i nie miałam jak, a to mnie nudziło, zasypiałam, nie chciało mi się. Zupełnie zapomniałam, jak to cudownie jest połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli wykonywać domowe obowiązki i słuchać w tym czasie książki. Przecież po to kupiłam sobie słuchawki bezprzewodowe, żeby w czasie odkurzania nie przeszkadzał mi dyndający kabel z telefonu. Oprócz tego uciążliwe obowiązki domowe wykonuję możliwe jak najrzadziej, tylko wtedy kiedy bałagan zagraża mojemu życiu lub zdrowiu. Wiadomo, jest to niebezpieczne po stokroć kiedy kurz zaczyna krzesać ogień, szczególnie jeżeli ma się drewnianą podłogę w mieszkaniu. Wzięłam się i zaczęłam słuchać. A kiedy zaczęłam i mnie wciągnęło to już nie mogłam przestać. Efektem jest skrupulatne posprzątanie sypialni oraz wyczyszczenie łazienki - niestety książka skończyła się za szybko, więc umycie kafelek zostawiam sobie na kolejny raz.

Grażyna i Ludwik, bohaterowie Jak zawsze, dzięki przypadkowi, magii czy też wielkim pragnieniom, mają możliwość ponownego przeżycia swoich najlepszych lat. Mąż i żona, partnerzy, kochankowie, rodzice, razem od 50 lat. Ona przychodziła do niego na terapię, on miał żonę i dla Grażyny się rozwiódł. Miłość, namiętność, seks, przywiązanie. W 2013 roku po swojej 50 rocznicy budzą się rano i ze zdziwieniem uświadamiają, że są młodzi i jest rok 1963. Sen? Złudzenie? Kiedy już przyzwyczajają się do tego nienaturalnego stanu - przecież jeszcze dzień wcześniej mieli po 80 lat - zaczynają zastanawiać się nad podjętymi lata temu decyzjami. Czy Grażyna dobrze zrobiła zostając z Ludwikiem? Czy rzeczywiście pierwsza żona Ludwika była zimna i niedostępna? Czy życie w małżeństwie było tym, o czym oboje marzyli? Pojawia się wiele pytań i nieporozumień. Świat, w którym się budzą, też jest inny. Wydaje się lepszy i bardziej kolorowy. Zaczynają swoje drugie życie przed największymi wydarzeniami, które na zawsze zmienią historię Polski. Czy można było inaczej? Czy dzięki ich wiedzy można tak pokierować losami kraju, żeby nie trafić pod władzę Moskwy?

Każdy z nas podjął w życiu różne decyzje. Niektórych jesteśmy pewni, a do innych czasami wracamy myślami i zadajemy sobie pytanie "A gdybym …". Nigdy nie dowiemy się, co by były gdybyśmy poszli inną drogą, możemy się jedynie domyślać. Książka jest dosyć smutną i dającą do myślenia refleksją nad ludzkim życiem. Nagle coś, czego bohaterowie Jak zawsze nie kwestionowali od 50 lat, może ulec zmianie. Mogą jeszcze raz podjąć decyzje, zobaczyć czy to inna ścieżka, na którą się nie zdecydowali, byłaby lepsza.

To, że książka jest nostalgiczna nie znaczy, że nie ma w niej humoru. Może nie gwarantuje wybuchów wesołości, ale wiele razy parskałam śmiechem. Duża w tym zasługa lektorów, którzy przeczytali i odegrali role fenomenalnie. Dla wszystkich ukłony i aplauz, ale Kazimierz Kaczor i Dorota Kolak pozamiatali.

Zakończenie? Nadal się nad nim zastanawiam. Smutne? Dające nadzieję? Jeszcze nie wiem. Chyba muszę przeżyć o 50 lat więcej, żeby zrozumieć.

Na początku nie byłam pewna czy książka o seniorach, którzy nagle dostają okazję na drugie życie, będzie dla mnie ciekawa i zrozumiała. Kręciłam głową z niedowierzaniem, w jaki sposób można opisać prawie trzydziestolatków - jak dorosłych, poważnych ludzi, mających poważne prace, dorosłe ubrania i robiących poważne rzeczy. Straszne. Przecież tak to się zachowują ludzie, bo ja wiem, czterdziestoletni. Po czym uzmysłowiłam sobie, że mam 29 lat. Trochę się przeraziłam. Czy to już czas zamienić znoszoną torbę na elegancką torebkę, a dżinsy i popkulturowe koszulki na garsonki i żakiety?! Nie. Po pierwsze: mamy XXI wiek. Po drugie: w życiu nie uwierzę, że w ołówkowej spódnicy może być wygodnie. Po trzecie: z moją twarzą i ubiorem ludzie biorą mnie za dużo młodszą. Więcej plusów. Zostaję przy swoim. Pomyślę o tym jutro ... za 10 lat.

Książkę polecam. Mocno. Dla mnie początek był ciężki, a potem pogalopowało. Czy masz lat 20, 30, 40 i więcej - każdy wyniesie z tej powieści coś innego. Dla każdego, w zależności od wieku, będzie miała inne przesłanie. Ile ludzi, tyle zrozumienia dla zachowania i decyzji bohaterów.

Co ja bym zrobiła gdybym nagle przeniosła się 10 lat do tyłu? Wiele razy nad tym myślałam i jednego jestem pewna: wybrałbym inny kierunek studiów. Trochę to przerażające, że zmieniłabym coś, co mnie ukształtowało. Inny kierunek, inni znajomi, inne perspektywy. Mówi się, że nigdy nie jest za późno na zmiany. I tak, i nie. Niektóre rzeczy łatwo zmienić, na inne szkoda czasu i energii. To pisałam ja, Pałlio Koejlo Bibliotekarus.

PS Zaczęłam prowadzić bullet journal. Jedną recenzję tygodniowo wpisałam sobie do planów. Tak w ramach motywacji i zmian w życiu. Oprócz tego testuję aplikację Blogger na telefonie, żeby bardziej zmotywować się do pisania recenzji. Więc jeżeli w tekście pojawiły się błędy albo bezsensowne słowa to przepraszam - jak tylko włączę laptopa to sprawdzę tekst pod kątem baboli (autokorektę kocham, ale czasami doprowadza mnie do szału).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz