środa, 31 maja 2017

Jose Mieszko Antonio Pierwszy, władco Polan - wróć! ... czyli "Żerca" Katarzyny Bereniki Miszczuk

W środę zaczęłam, w piątek już ją oddałam koleżance z pretensjami. "Czemuś mi ją pożyczyła?! Jak ja teraz dotrwam do czwartej części?!". Koleżanka skwitowała to tylko jednym zdaniem: "Sama chciałaś!". Prawda to, sama chciałam, chociaż zostałam teraz z różnymi myślami w głowie, głównie typu "Co ja właśnie przeczytałam?!".

A koleżanka ostrzegała, że trzecia części "Kwiatu Paproci" to brazylijska telenowela w słowiańskim wydaniu. I rzeczywiście, w "Żercy" jest wszystko, czego nie powstydziłyby się wszystkie te brazylijsko-hiszpańsko-wenezuelskie seriale, w których martwi przestają być martwi, żywi przestają być żywi (ale potem jednak żyją), a iskry miłości i namiętności śmigają w powietrzu jak szalone.

Najbardziej chaotyczne nakreślenie fabuły czas zacząć (spoilery dla tych, co nie czytali poprzednich części): Mieszko się wziął i wyjechał, żeby pochować swoją teraz-już-na-pewno martwą żonę. Gosia cały czas mieszka u Baby Jagi, za broń ma sól i sztylet i szkoli się na szeptuchę. Czasami pojawiają się jeszcze jakieś objawy hipochondrii, ale właściwie po tym co przeżyła to bakterie i kleszcze są jej najmniejszym zmartwieniem. Młoda szeptucha myśli o władcy Polan intensywnie z przerwami na jeszcze intensywniejsze myślenie o tym, co ją czeka ze strony bogów. Błąka się po lesie, sprząta leśniczówkę, która po Nocy Kupały nadal wyglądała jak krwawy obraz nędzy i rozpaczy. I stara się żyć normalnie, a raczej w miarę normalnie, z uwagi na ciągle dręczące ją koszmary. W Bielinach pojawia się nowy żerca, który od pierwszych chwil zawiesił oko na naszej bohaterce. And the winner is ... ? Nic z tych rzeczy, bo Mieszko pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie i znowu miesza Gosławie w głowie. Walkę na testosteron między władcą Polan a młodym żercą czas zacząć! Jakby jeszcze tego było mało w tej mieszance wybuchowej - nagle w tajemniczych okolicznościach zaczynają ginąć demony, boginki i inne boskie twory. No i jeszcze ten Swarożyc ..

Czego w tym tomie nie ma! Wszystko jest (wybredniejsi powiedzieliby, że za mało wybuchów, pościgów i brak płonącego helikoptera)! Wprawdzie po pierwszych stu stronach wiedziałam kto zabija, ale nie zepsuło mi to przyjemności z dalszego czytania książki. Bo to nie morderstwa są w tej książce najważniejsze. Mamy tutaj mieszaninę uczuć i przeznaczenia, wszystko podszyte świetnym humorem. Wprawdzie te wenezuelsko-brazylijskie zwroty akcji powodują, że czytelnik nagle mocno zastanawia się, co go jeszcze czeka i kiedy pojawi się cioteczna babka ze strony wuja z testamentem, w którym bohaterce zapisano pół majątku i hacjendę na południowym zboczu Kielc (spoiler - nie pojawia się).

Książkę oceniam bardzo pozytywnie. Wciąga, rozśmiesza, czasami zastanawia. Powtórzę się: jeżeli mnie wciągnęła to wciągnie też innych wybrednych, którzy raczej po taką literaturę nie sięgają. Bo gdyby to miał być zwykły romans, komedia romantyczna to pewnie nawet bym na to nie spojrzała. Ale słowiańskość robi swoje, książka owija czytelnika pradawną magią, wierzeniami, a iskry miłości, które przeskakują między bohaterami, stają się po prostu częścią mitologii słowiańskiej.

Tupię nóżką z niecierpliwością i czekam na kolejną część.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz