piątek, 24 lutego 2017

"Noc Kupały" Katarzyny Bereniki Miszczuk, czyli co ma być to będzie

Się zaklepało w bibliotece, wypożyczyło, przeczytało, oddało. Kiedy odbierałam książkę w poniedziałek, zupełnie nie spodziewałam się, że w piątek już oddam ją z powrotem. Co więcej, w czasie czytania przejdę od smutku do radości, kiedy zauważyłam na książce informację o powstającej trzeciej części "Kwiatu paproci". Nie spodziewałam się po sobie takiego zaangażowania w lekturę, do której miałam ogromny dystans.

W tej części praktycznie od początku lokomotywa zdarzeń rusza z impetem. Gosia, która musiała przyjąć do wiadomości, że ludzie, którzy ją otaczają, niekoniecznie są tymi, za których ich uważa (czasami w ogóle nie są ludźmi), przygotowuje się powoli do Nocy Kupały. Nie przewiduje dla siebie specjalnie świetlanej przyszłości, w końcu i tak pewnie czeka ją śmierć, więc po co planować dalsze życie. Mieszko jak to Mieszko nadal jest piękny, a jego mięśnie ... wiadomo. I wszystko przebiegałoby całkiem gładko gdyby nie to, że między młodą szeptuchę a władcę Polan wpada Ote, podobno martwa żona Mieszka. Znaczy się, martwa, ale nie przeszkadza jej to kręcić się po świecie i naprzykrzać się komu popadnie. Oprócz tego bogowie biegają po Ziemi jak jeszcze nigdy dotąd i każdy czyha na moment, kiedy Gosia zerwie kwiat paproci. I to czyhają całkiem sprawnie, więc Gosia cały czas musi być czujna, nigdy nie wiadomo kiedy ktoś spróbuje przeciągnąć ją na swoją stronę. Aż wreszcie nadchodzi Noc Kupały i Gosława Brzózka chcąc nie chcąc musi podjąć jakąś decyzję.

Wciągnęło mnie. Przepadłam. Książka trzyma w napięciu i nie brakuje w niej humoru, co tworzy świetną mieszankę. Oprócz tego mitologia słowiańska robi swoje i człowiek zdaje sobie nagle sprawę, jak dobrze zna mitologię nordycką, grecką, rzymską, a jak niewiele wie o swoich korzeniach. Moim jedynym wspomnieniem o mitologii słowiańskiej ze szkoły jest to, kiedy Mieszko I przyjął chrzest i zaczęto niszczyć posągi starych bogów - do dzisiaj pamiętam ilustrację z podręcznika do historii czy języka polskiego, jak linami obalano posąg Światowida. I tyle. Za to bogów greckich mogę wymieniać obudzona w środku nocy z pamięci od tyłu.

Oczywiście mogłabym się przyczepić do paru rzeczy, ale całość książki wychodzi na taki plus, że nie ma to sensu (natomiast przy poprzedniej części miało, oj miało).

Po lekturze "Nocy Kupały" Google na moim laptopie płonęło świętym ogniem, kiedy wyszukiwałam informacji o słowiańskich bogach i koligacjach rodzinnych wśród nich. Co więcej, po przeszukaniu własnego księgozbioru okazało się, że mam nawet w swoich zbiorach "Mitologię Słowian" Aleksandra Gieysztora. Poznawanie praprzeszłości czas zacząć.

Książkę czyta się niesłychanie szybko, jest lekka, łatwa, przyjemna. Do relaksu, oderwania się od rzeczywistości idealna. Gorzej, jeżeli gonią was terminy. Wtedy proponuję nawet nie zaczynać czytania, bo jak już raz wessie to ciężko przetłumaczyć sobie, że są przecież pilniejsze rzeczy niż czytanie książek. Mózg mówi "Czytaj!", Serce mówi "Czytaj!" - kimże jesteśmy, by z tym walczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz