niedziela, 4 września 2016

Trylogia "Ognisty Wiatr" Williama Nicholsona

 SPOILERY!
Poniżej znajdują się recenzje wszystkich tomów trylogii.

Na poprzednim blogu rozbiłam recenzje na trzy osobne posty, ale przy przenosinach postanowiłam je połączyć w jeden dłuuuuuugi post. Jeżeli ktoś nie czytał jeszcze żadnej z książek, a planuje to proponuję przeczytać jedynie recenzję pierwszego tomu, a resztę sobie darować, bo chcąc nie chcąc, chociaż się starałam jak nie wiem co, kolejne recenzje zdradzają zakończenia poprzednich tomów.

Pryskaliwkać egzaminy, czyli Pieśniarz Wiatru
„Przysięgam starać się bardziej,
sięgać wyżej i pracować ze wszystkich sił,
by jutro być lepszym niż dziś.
Z miłości do naszego Imperatora i dla chwały Aramanth!”
Poznajmy miasto Aramanth. Wszystko w nim jest idealnie poukładane. Również ludzie i ich życie. Każdy człowiek podporządkowany jest punktacji. Punkty przyznaje się od najmłodszych lat. Za wszystko. Punkty zebranego przez każdego członka rodziny wpływają na ogólną rodzinną punktację. Im punktacja jest wyższa, tym lepiej żyje się rodzinie – począwszy od mieszkania, a skończywszy na produktach w sklepie. Ponieważ miasto składa się z kręgów. Najniżej znajduje się Szara Dzielnica, gdzie ludzie mieszkają w jednym pokoju i noszą szare ubrania. Później jest dzielnica Kasztanowa, następnie Pomarańczowa, Szkarłatna, a na końcu Biała. Każda dzielnica ma osobne szkoły i sklepy. Im wyższa punktacja, tym rodzina mieszka w wyższym kręgu. Ale rodzinie Hathów, którą poznajemy, jakoś specjalnie na tej punktacji nie zależy. Hanno Hath, ojciec, jest bibliotekarzem. Mama, Ira Hath, zajmuje się wychowaniem dwuletniej córeczki Pinto, zwanej PinPin. Hanno i Ira mają jeszcze dwójkę dzieci – 10-letnie bliźniaki Kestrel i Bowman, którzy mają zdolność rozmawiania ze sobą za pomocą myśli. Wśród tego uporządkowanego świata rodzina odstaje – Hanno od trzech lat nie awansował i nie specjalnie się tym przejmuje, jego żona jest najszczęśliwsza, kiedy cała rodzina jest razem, podobnie dzieci. Kestrel nie cierpi tego miasta, kocha za to Pieśniarza Wiatru – dziwną konstrukcję ustawioną w Białej Dzielnicy. Podobno kiedyś śpiewał, ale jego głos został odebrany, by ocalić miasto. Według legendy przyjdzie czas, że zaśpiewa znowu. Tylko kiedy? Po tym jak wszystko idzie źle, a punktacja rodziny spada na łeb na szyję – Kestrel dostaje zadanie od samego Imperatora by odnaleźć głos Pieśniarza Wiatru. Kestrel, razem z bratem Bowmanem i kolegą z klasy, Mumpo, wyruszają w niebezpieczną podróż. W podróż, która musi zakończyć się sukcesem, by miasto się odmieniło, a ludzie zaczęli żyć normalnie.

Rodzeństwo jest jak ogień i woda: spokojny Bowman i wybuchowa Kestrel, która wprowadza zamieszanie w spokojne życie Aramanth. Kess w bardzo przykry sposób odnosi się do Mumpo – przez połowę książki zwroty „Zamknij japę” i „Jesteś głupi” są często używane i wcale nie po przyjacielsku. Im bliżej finału poszukiwań głosu Pieśniarza Wiatru, tym przyjaźń między bliźniętami a Mumpo zacieśnia się, a Kestrel widzi go w nowym świetle: to już nie tylko Mumpo, opóźniony chłopak bez rodziców, który wyruszył z nimi z miasta, ale również przyjaciel, na którym można polegać.

Na okładce książki umieszczono cytat z „Daily Telegraph”: „Klasyczna historia w stylu Harry’ego Pottera, która tylko czeka, by wspiąć się na listy bestsellerów”. Moja pierwsza myśl: no cóż, gdyby była bestsellerem, to nie leżałaby w pudle z książkami przeceniona na 10 zł. Ale jak wiemy, Harry Potter miał świetną reklamę i już na długo przed ukazywaniem się kolejnych części robiono wokół niego szum, aż tłumy czekały przed północą w dzień premiery na otwarcie drzwi księgarni. Może gdyby reklama sagi „Ognisty Wiatr” była przemyślana i większa, mogłoby się coś z tego wykluć, a tak – całą sagę można kupić już za 30 zł, co przy cenie sugerowanej każdego tomu (33 zł), jest śmiesznie niską kwotą. Ogólnie po skończeniu książki miałam podobne odczucia jak po pierwszej części „Igrzysk śmierci”: niby pierwsza część stanowi zamkniętą opowieść, ale świadomość tego, że czeka na mnie jeszcze część druga i trzecia, sprowadza pewien niepokój. Bo co można jeszcze wymyślić? Okazuje się, że można. I oby kolejne tomy były równie dobre jak ten pierwszy.

Książka trzyma w napięciu i bardzo dobrze się ją czyta. Naszpikowana jest dość nagłymi zmianami akcji. Wstrzymałam oddech kiedy pojawili się Zarowie, najbardziej przerażający wojownicy na świecie. Kiedy czytelnikowi wydaje się, że teraz już nic nie może stanąć podróżnikom na drodze, autor książki wylewa nam na głowę kubeł zimnej wody. Chciałam tutaj machnąć litanię o tym, dlaczego, u licha, autor nazwał chłopca Bowman. Podenerwować się, że tyle imion wymyślił i skończyła mu się inwencja przy bracie bliźniaku, którego nazwał po prostu Łucznikiem (ang. bowman). Z ciekawości zaczęłam wyszukiwać imiona innych bohaterów: Kestrel to po polsku Pustułka, Hanno był kartagińskim żeglarzem z V wieku p.n.e., który według zapisków, odbył wyprawę wzdłuż wybrzeża Afryki Zachodniej. Ira oznacza po łacinie Gniew. Co do Pinto to chciałam wymyślić coś mądrego, ale w sumie ile języków tyle znaczeń: od drzwi po indyka. Skłaniałabym się ku Szpilce albo Pinezce (ang. Pin), ale to już byłoby chyba zbyt naciągana teoria. Tłumaczka po prostu zostawiła oryginalne brzmienia imion – i bardzo dobrze, trochę dziwnie czytałoby się o przygodach Łucznika i Pustułki :P. Kawał dobrej roboty w tłumaczeniu zrobiła Milena Wójtowicz (oprócz tłumaczenia zajmuje się też pisaniem – jest autorką m.in. Podatku, który bardzo lubię). Wydaje mi się, że szczególnym wyzwaniem były tutaj oryginalne przekleństwa, których używają bohaterowie książek.

Książka ma dość jasne przesłanie: czy to jest tak ważne, żeby każdego kolejnego dnia być lepszym, niż było się wczoraj? Czy ilość punktów, jaką zdobywamy, na prawdę świadczy o poziomie naszej wiedzy? Dużą rolę w książce odgrywa też strach i walka z nim. Kestrel boi się Starych Dzieci, ale wie, że musi z nimi walczyć. Hanno boi się o swoją żonę i dzieci, ale wie, że jeżeli na miasto nie spadnie nagła odmiana to życie jego rodziny przemieni się w piekło. Ale strach trzeba pokonać, bo inaczej nigdy nie pójdzie się do przodu. 

Z deszczu pod rynnę, czyli Niewolni

Po Pieśniarzu Wiatru nie od razu zabrałam się za drugi tom trylogii. Nie czułam potrzeby. Zakończenie pierwszego tomu nie zachęciło mnie do natychmiastowego kontynuowania lektury. Treść następnej części wydawała się oczywista – można było podejrzewać, że w kolejnym tomie poznamy historię życia Mathan w nowym Aramanth. A tutaj, ha ha, autor zrobił psikusa (taki dowcipniś).

Krótka recenzja: krew, śmierć, strach, niewola, tortury, taniec, przyjaźń, przemiana. Jeżeli komuś to nie wystarcza to zapraszam do czytania dalszej części ; – ).

Mija 5 lat. Kestrel i Bowman mają po 15 lat i żyją w wolnym mieście Aramanth. Pieśniarz śpiewa swoją pieśń, a ludzie są szczęśliwi. Mumpo wyrasta na przystojnego młodego mężczyznę, nadal po uszy zakochanego w Kess. Pinto ma 7 lat i uwielbia Mumpo – skrycie się w nim podkochuje. Ira Hath coraz częściej czuje w sobie iskrę proroka, swojego przodka – Iry Mantha. Lud Manth wiedzie spokojne życie. Nie wiedzą, że za chwil kilka zostanie ono zniszczone i zrównane z ziemią. Do miasta zbliża się armia Hegemonii, której zadaniem jest grabienie, łupienie i pozyskiwanie niewolników. Tak też dzieje się z Aramanth. Miasto zostaje zniszczone, a Mathanie zabrani w długa podróż do Hegemonii. Kestrel, której udaje się uniknąć pojmania, zabiera srebrny głos Pieśniarza Wiatru i podąża przez pustynię za swoim ludem . Okrucieństwo Hegemonii jest niewyobrażalne – Kestrel widzi śmierć, która dopada co słabsze osoby z jej ludu. Wycieńczona, pada na piasek, a budzi się w … powozie. Znalazła się wśród ludzi z Gangu. Dzięki swojemu sprytowi, udaje jej się zostać służącą księżniczki Johdili, które wraz z rodziną, armią i dworzanami zmierza do Hegemonii, być wziąć ślub z synem Pana, władcy Hegemonii. Chociaż Kestrel z każdym kolejnym dniem darzy księżniczkę coraz większą sympatią wie, że musi wykorzystać ją w swoim planie – księżniczka nie może zgodzić się na zaślubiny, a wtedy dzięki zamieszaniu może uda uwolnić Mathan z niewoli. Kestrel dodatkowo cierpi z powodu rozłąki ze swoim bratem-bliżniakiem – zawsze byli blisko siebie, a ich rozstanie przysparza dziewczynie niemal fizycznych cierpień.

Manthanie docierają do Hegemonii. Kraina zdaje się im piękna. Otrzymują dostatecznie dużo jedzenia. Wielu Manthan zaczyna zastanawiać się, czy nie dać za wygraną i nie pogodzić się ze swoim niewolniczym losem. Ale Ira Hath mówi – nie! Jest prorokinią i wie, że Hegemonia to nie jest ich Ojczyzna. Aramanth też nią nie było. Lud Manth musi znaleźć swój dom. Na razie trzeba czekać i przygotowywać się do ostatniej w ich życiu podróży – wyprawy do Ojczyzny. Ludzie zostają przydzieleni do prac – Bowman wybiera posadę stróża nocnego na pastwisku. Pewnej nocy przychodzi do niego dziwny człowiek z kotem: jesteś dzieckiem proroka, musisz ćwiczyć, żeby wypełnić swoją rolę. Bowman, zgodnie ze wskazówkami jednookiego człowieka, ćwiczy moc swojego umysłu. W miarę upływu czasu jest w stanie zrobić coraz więcej rzeczy tylko za pomocą siły woli. Tęskni za Kestrel. Czuje zbliżającą się chwilę, w której wypełni się jego przeznaczenie.

Drogi brata i siostry znowu się splatają, w miarę jak orszak Gangu zbliża się do Hegemonii. Czas na podejmowanie ważnych decyzji, czas na walkę ze swoimi dręczycielami. Bowman i Kestrel czekają na dzień zaślubin – to jedyna nadzieja, żeby oswobodzić swój lud. Przygotowują się do tego dnia i mają nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z ich planem.

Wiem, że powyższy opis treści może wydawać się chaotyczny. Gdybym miała zagłębiać się w szczegóły książki to recenzja byłaby dwa, a może nawet trzy razy dłuższa – tyle w książce jest różnych pobocznych wątków i szczegółów. Żeby za dużo nie powiedzieć, musiałam je pominąć, co jest korzystne dla samego elementu zaskoczenia w książce.

Autor wprowadził w drugiej części o wiele więcej brutalności niż było w pierwszym tomie trylogii. Wyraziste opisy przemocy i terroru, pozwalają sobie świetnie wyobrazić to, co przeżywa lud Manth. Muszę powiedzieć, że po drugim tomie byłam przerażona. Zarowie z pierwszego tomu to ledwo szkolna drużyna koszykówki w porównaniu z tym, co autor serwuje czytelnikom w drugim tomie (chociaż nieskończoność Zarów przeraża bardzo). Akcja w drugim tomie jest napięta jak cięciwa łuku i tylko czekać, aż nie wytrzyma i puści. Pierwszy tom to jest wyprawa na poziomki do parku, drugi tom to sprawdzian dla twardzieli. Przy czytaniu książki cały czas, gdzieś z tyłu głowy, miałam porównanie zdarzeń przedstawionych w niej do tego, co działo się w Auschwitz. To trochę porównanie na wyrost, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Nicholson w swoich opisach ociera się trochę o okrucieństwo nazistów w stosunku do więźniów obozu. Zakończenia rozdziałów są otwarte co powoduje, że zdanie „przeczytam jeszcze jeden rozdział i pójdę spać” w ogóle nie ma racji bytu. Mój przykład: po kolejnym rozdziale odłożyłam książkę i zgasiłam światło, ale po mniej niż pięciu minutach zapaliłam lampkę ponownie i wzięłam książkę, bo nie mogłam przestać myśleć o tym, co będzie.

Treść Niewolnych, jak i Pieśniarza Wiatru, ma drugie dno. Nie jest to jednak treść nacechowana samymi alegoriami, przez co czytelnikowi nie wydaje się, że czyta traktat filozoficzny zamiast książki przygodowej. W tym tomie znowu autor zawiera uniwersalną prawdę i zadaje pytania. Co lepsze: trudna wolność czy dobra niewola? Czy należy pogodzić się ze swoim losem, czy może jednak szukać wyjścia z trudnej sytuacji? Czy należy odzyskać wolność nawet za cenę życia innych ludzi? Lud Manth zadaje sobie trudne pytania, czytelnik również stara się na nie odpowiedzieć.

Pieśń Ognia, czyli Johnny, la gente esta muy loca, what the f*ck?!

Po drugiej części „Ognistego Wiatru” od razu sięgnęłam po następną. Musiałam wiedzieć, co stało się dalej. Trzecia część okazała się … no właśnie – krótko mówiąc dziwna. W skrócie: krew, śmierć, marsz, Ojczyzna, porwanie, latanie, śpiewanie, whaaaaaaaat?!?!

Manthanie nadal maszerują w stronę Ojczyzny. Maszerują i maszerują. I jeszcze maszerują. Ira Hath jest coraz słabsza – spełniają się powoli słowa jej przodka, który powiedział, że „umrze na przepowiednię”. Dzięki prorokini lud wie gdzie ma iść – Ira czuje ciepło na twarzy od strony, w którą powinni się kierować. Im bliżej celu, tym ludzie bardziej mają dosyć marszu. Chcą osiąść w dogodnym miejscu i nie ruszać dalej. Kiedy wchodzą do ciepłej doliny wydaje im się, że trafiają do Raju i to musi być ich Ojczyzna. Gdyby nie inteligencja Kestrel, ich myślenie doprowadziłoby do nieszczęścia. Na Manthan czyha znacznie więcej niebezpieczeństw i ludzi, którzy chcą im przeszkodzić w dojściu do upragnionego domu. Bowman przygotowuje się do wypełnienia swojego zadania – ostatecznego zniszczenia zła. Kestrel jest zrozpaczona tym, że brat będzie musiał ją opuścić. Kiedy nadchodzi moment, postanawia ruszyć za bratem i pomóc mu w jego zadaniu. Czas zaśpiewać Pieśń Ognia.

Kiedy druga część trylogii wywołała u mnie szok, ta wywołuje zdziwienie i niezrozumienie. Bardzo trudno jest mi ubrać myśli w słowa i wypowiedzieć się o tej książce, a jednocześnie nie zdradzić kluczowych momentów, bo to właśnie one wywołują u mnie mieszane uczucia. Parę fragmentów musiałam przeczytać po kilka razy i nadal nie rozumiem tego, co dla bohaterów książki jest oczywiste. Mam wrażenie, że autor stworzył tajemnicę, którą na końcu nieudolnie wyjaśnił. Oprócz tych paru krótkich fragmentów książka jest bardzo wciągająca i aż nie można się od niej oderwać. Po przeczytaniu zostaje pewno zdziwienie – nie wszystko było dla mnie jasne, dlaczego bohaterowie postępowali tak a nie inaczej, czy po prostu autor dobrze zawiązał akcję, ale na jej rozwiązanie nie miał już pomysłu?

Trzeci tom dorównuje brutalnością zdarzeń tomowi drugiemu. O ile pierwszy tom trylogii bez przeszkód mogą czytać dzieci w klasach IV-VI szkoły podstawowej, tak drugi i trzeci zdecydowanie skierowany jest do starszych uczniów. Sama byłam wstrząśnięta niektórymi zdarzeniami i w paru miejscach musiałam książkę odłożyć na bok, bo z powodu wydarzeń aż ciarki chodziły mi po plecach. Książka trzyma w niepewności praktycznie do samego końca.

Nie można oprzeć się wrażeniu, że droga Manthan do Ojczyzny przypomina drogę Narodu Wybranego do Ziemi Obiecanej. I jedni i drudzy nie mieli łatwo, ale w końcu dotarli do celu swojej wędrówki. I w tej części książki mamy wyraźne przesłanie: trzeba podążać za swoim pragnieniem pomimo niepowodzeń i problemów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz